WOLNOŚĆ UBIORU
Temat mojej dzisiejszej deski został zainspirowany przeczytanym niedawno artykułem ks. Andrzeja Draguły, opublikowanym w pierwszym wrześniowym numerze „Tygodnika Powszechnego”[1]. Nawiązuje do kończących się wakacji, ale zarazem porusza problem wcale nie błahy, mianowicie temat wolności wyboru plażowego ubioru damskiego. Wszystko zaczęło się ponad dekadę temu, w roku 2005, kiedy australijska projektantka libańskiego pochodzenia, Aheda Zanetti, przedstawiła wersję kostiumu kąpielowego zakrywającego całe ciało za wyjątkiem twarzy, dłoni i stóp. Jej projekt, którego nazwa handlowa brzmi Ahiida, zaś zwyczajowa burkini (burqini), przeznaczony jest naturalnie przede wszystkim dla kobiet wyznania islamskiego, którym zwyczaj i religia zabraniają pokazywania odkrytego ciała w miejscach publicznych, a więc również na plaży. Z czasem okazało się, że władze kilku francuskich kurortów nadmorskich zakazały im z kolei – a miało to miejsce latem tego roku – noszenia na plaży stroju zgodnego z wymogami religii. I tak jak sto lat temu policja pilnowała, by kobiety na plaży nie obnażały się bardziej niż na to pozwalają ogólnie przyjęte normy przyzwoitości, tak teraz policja ma prawo ukarać mandatem kobiety za bardzo na plaży ubrane.
Burkini projektu Ahedy Zanetii jest dogodne dla muzułmanek, ale także dla innych kobiet, które nie mogą lub zwyczajnie nie chcą nałożyć latem wylansowanego przez Louisa Réarda na ciele Micheline Bernardini bikini. Jak stwierdza autor artykułu, burkini jest w jakimś sensie wyrazem „nowoczesnego islamu”, połączeniem tradycyjnych wymagań wobec kobiecego stroju z chęcią skorzystania z „zachodnich przyjemności”, do których należy plażowanie i kąpiel w morzu. Znamienne jest przecież, że pomysł na ten strój zrodził się nie w tzw. krajach muzułmańskich, gdzie islam jest religią dominującą, ale w diasporze. Ponadto zyskał popularność przede wszystkim w Europie.
Szybko jednak burkini stało się strojem o charakterze ideologicznym. Powołując się na laickość Państwa mer Cannes, a zaraz po nim inni merowie miejscowości na Lazurowym Wybrzeżu zakazali jego noszenia na plażach publicznych. W uzasadnieniu podkreślano, że noszenie tego stroju jest równoznaczne z okazaniem braku szacunku dla „dobrych obyczajów i sekularyzmu”. Podobnie uzasadniany jest zakaz noszenia symboli religijnych – w tym hidżabu – w instytucjach publicznych, jak na przykład szkoły. Przychodzi na myśl pierwsza scena z filmu Les Héritiers (polski tytuł Pani od historii) w reż. Marie-Castille Mention-Schaar (2014). Była uczennica jednego z podparyskich liceów przychodzi wraz matką do szkoły po odbiór świadectwa maturalnego. Obie ubrane są w hidżaby. Świadectwo nie zostaje wydane z uwagi na „niestosowny” ubiór dziewczyny. Dochodzi do rozdzierającej sceny, w której nastolatka krzyczy, że przez cały okres edukacji ubierała się jak tego wymagała szkoła, że teraz są wakacje, że już nie jest uczennicą i że nosi strój zgodny z własnymi przekonaniami religijnymi. Wezwany dyrektor jest nieubłagany, podtrzymuje decyzję sekretarki, młoda muzułmanka odchodzi rezygnując ostatecznie z odebrania matury. Scena jest tak poprowadzona, że widz bierze jej stronę. Najwyraźniej kwestia jest żywo obecna w świadomości francuskiego obywatela, skoro tak ważne miejsce poświęciła jej reżyserka filmu traktującego w zasadzie zupełnie o czym innym.
Wracając do burkini – premier Francji poparł decyzję włodarzy nadmorskich kurortów mówiąc publicznie, że burkini to wyraz niewolniczego statusu kobiety, co nie jest zgodne z francuskimi wartościami. Skoro sprawa została tak postawiona, głos zabrały również środowiska feministyczne. Podzieliły się na dwa obozy – jeden uznający, że noszenie burkini to faktycznie wyraz patriarchalnej zależności, z której należy wyzwolić islamskie kobiety za wszelką cenę, niekoniecznie pytając je o zdanie; i drugi, popierający kobiety kąpiące się w burkini i uznający ten wybór za wyraz wolności kobiety, która sama ma prawo decydować w co, gdzie i kiedy się ubiera.
Pojawiają się także zarzuty, że zakaz jest seksistowki i islamofobiczny, że jest wyraźnym naruszeniem prawa kobiet do decydowania o sposobie ubierania się i wolności swobodnego poruszania się. Należy tu podkreślić, że przecież nie każda muzułmańska kobieta zakrywa ciało z przymusu – wręcz przeciwnie, wiele z nich robi to z wewnętrznego przekonania i z chęci życia zgodnie z obowiązującymi w ich kulturze normami. A w chęci dostosowania się do określonych norm społecznych nie ma nic złego, wszak wszyscy to robimy. Norma społeczna nie jest ograniczeniem prawdziwej wewnętrznej wolności, tylko środkiem regulującym codzienne życie, niekiedy ułatwiającym życiowe wybory i drobne decyzje, wpływającym dodatnio na jakość społecznego życia. Wprowadzenie zakazu kąpania się w burkini jest odbierane jako atak na wolność religijną, która nie powinna wszak polegać na wolności państwa od religii, ale na wolności wyboru religii i możliwości jej praktykowania. Powoływanie się na laickość państwa jest więc raczej tylko pretekstem, by uzasadnić rosnącą niechęć do muzułmanów, wywołaną ostatnimi aktami terroryzmu.
Poruszyłam ten temat nie po to, by rozstrzygać kwestię. Po prostu artykuł, o którym była mowa bardzo mnie poruszył, podobnie jak wspomniana scena z filmu Pani od historii. Trzeba pamiętać, że islam nie jest religią grupy mężczyzn, którzy w imię swojej i tylko swojej religii zmuszają kobiety do takich a nie innych zachowań. Jest to religia wyznawana także przez kobiety, które zazwyczaj bez przymusu, a nawet z wewnętrznym przekonaniem godzą się na przestrzeganie pewnych norm. Gdybym była muzułmanką nie chciałabym rezygnować z tradycyjnego stroju za cenę zdobycia edukacji. Nie chciałabym wybierać między edukacją i religią. Nie chciałabym bowiem także rezygnować z edukacji czy pójścia na plażę ze względów religijnych czy obyczajowych. Należałoby przy okazji zastanowić się czy zakaz noszenia hidżabu w instytucjach publicznych, jak szkoła, nie jest dla niektórych kobiet zamknięciem drogi do edukacji bardziej skutecznym niż normy narzucane im przez religię lub mężczyzn.
Waleria F.
16 września 2016 r.
[1] Ks. Andrzej Draguła, Burkini i wolność, „Tygodnik Powszechny”, nr 36(3505), 4 września 2016, s. 36-38.